Andrzej Gagz – Założyciel Studia Sigil i Sigil II w Łodzi.

Jako anegdotę przytoczę jedno spostrzeżenie. Kiedy otwierałem studio myślałem, że jak wszystko ogarnę będę mógł sobie poczytać książkę. Do dziś, a minęły już ponad 2 dekady, nie przeczytałem w studiu nawet rozdziału. Po prostu zawsze jest coś do zrobienia.

Andrzej
Powiedz nam coś o sobie.
  • Jestem współzałożycielem i współwłaścicielem Sigil Tattooo (1998) i Sigil Tattoo 2 (2017). W studiu, które powstało w 1998 r. jestem również menagerem i piercerem.
Jak zaczęła się Twoja przygoda z pracą w studio tatuażu? Czy interesowałaś się tą branżą?
  • To wynikało chyba z mojego charakteru. Na ulicy, w szkole, często byłem w kontrze. Nie z założenia, po prostu świat w wielu swoich odsłonach nie był dla mnie specjalnie ciekawy, często był nie do zaakceptowania. Czasy były takie, że za samo noszenie dreadów czy kolczyków można było zwyczajnie dostać po gębie, nie mówiąc już o wyzwiskach. Moja ówczesna dziewczyna przyszła do mnie skrajnie zrozpaczona ilością nienawiści, jaka wylała się na nią, gdy przeszła się po ulicy w spodniach z jedną obciętą nogawką. Można było zmięknąć… Ona nikogo nie zabiła, to była uśmiechnięta i życzliwa istota, do tego prymuska z najlepszego LO. Z czasem okazało się, że ludzi z podobnymi doświadczeniami, tych którzy nie godzili się na mentalne i obyczajowe kołtuństwo, było więcej. A więc nie było już tak źle. Pierwszy polski squat Kil 210 zamieszkiwała cała banda bardzo konkretnych punków. Tam poznałem Piotrka (Phetrusa) i wkrótce zamieszkałem obok niego. Z kasety leciał Crass albo Laibach, a my przy słabej żarówce oglądaliśmy albumy artystów z kręgu Entartrete Kunst i undergroundowe komiksy. Phetrus ukończył właśnie ASP i zaczął eksperymenty z maszynką, która po długiej podróży dotarła wreszcie z USA. Ponieważ nie mieliśmy nic i żadnych konkretnych planów, postanowiliśmy otworzyć studio. Branży tatuatorskiej nie śledziłem, bo w Polsce jej właściwie jeszcze nie było. Nie było dystrybucji, magazynów, konwentów, komórek i internetu. Pamiętam jak się ucieszyłem, kiedy na flohmark’u w Niemczech kupiłem 30 numerów pisma „Tattoo” do studia. Teraz zastanawiam się, jak można było tak słabe prace gdzieś publikować. A więc branża zaczynała się dopiero kształtować chyba nie tylko w Polsce ale i na świecie. Choć oczywiście tradycje w niektórych miejscach sięgają dużo głębiej.
Czy praca managera jest łatwa? Z jakimi trudnościami się mierzysz?
  • Na to pytanie nie ma prostej odpowiedzi. Jeśli chodzi o moje doświadczenia, to oczywiście zdarzały się trudniejsze momenty, jednak na przestrzeni lat można powiedzieć, że były to sytuacje marginalne, incydentalne. Dla mnie to zajęcie było bardzo w porządku. Pracowałem wśród przyjaciół, cieszyłem się z nieustannego rozwoju i non stop dostawałem feedback. Dobór osób z jakimi się pracuje ma wg mnie podstawowe znaczenie. To oczywiście nie zawsze jest łatwe, zwłaszcza w środowisku artystów. A jeśli pracuje się w większym zespole, tych wyzwań jest na pewno więcej. Według mnie jedną z ważniejszych cech jakie powinien posiadać menager w studiu tatuażu to utrzymywanie wyważonego balansu w kontaktach interpersonalnych i zapewnienie odpowiedniego ładunku energetycznego we wspólnie dzielonej przestrzeni. Dzięki wzajemnej otwartości i zaufaniu (a najlepiej jeśli uda się pracować wśród samych przyjaciół) atmosfera staje się lekka i inspirująca. Nawet w niewielkim pomieszczeniu nikt nie tylko nie wchodzi sobie w drogę ale i często studio nabiera bardzo przyjemnej wibracji. Do takiego miejsca chce się po prostu wracać. Tu oczywiście niezbędna jest również otwartość i szacunek dla klienta, z którym dobrze jest znaleźć wspólny język, nie tylko przy omawianiu projektu ale i podczas sesji. Zaznaczmy, że nie jest to punkt do odhaczenia, otwartość na drugiego człowieka powinna być czymś naturalnym. Nie znaczy to oczywiście, że trzeba się całować po rękach. Wydaje mi się, że wiele studiów mogło nie przetrwać, bo właściciel czy menager zamknął tatuatora w pokoju, a ten przez całą sesję zamienił z klientem z dwa zdania, wystarczyła mu muzyka z słuchawek. Oczywiście jest jeszcze wiele innych aspektów tego zajęcia. Organizacja pracy, papierologia, social media etc. W niektórych sprawach czuję się pewniej, w innych nieco mniej. Podobnie jak to jest z tatuatorami, ktoś się specjalizuje w tatuażu realistycznym w odcieniach szarości, kto inny w kolorowej abstrakcji.
Opowiedz o swoim typowym dniu pracy.
  • Rano zaglądam na branżowe social media albo jadę do księgowej albo płacę składki ZUS i TAX albo jadę kupić coś do studia albo jadę do urzędu albo odwiedzam Studio 2 albo jem śniadanie z Wiktorem i Jędrkiem ze Studia 2 albo odpisuję na pytania dla Tattoo Witryny albo nie robię nic z tych rzeczy lub robię coś podobnego. O 12.00 przypinam swój rower do kraty i wchodzę do studia. Na recepcji jest już Luiza, od 9.00 jest Adam, od 10.00 Olga, od 10.30 Tatiana od 11.00 Dima. W takiej też kolejności najczęściej wychodzimy ze studia, ja zostaję do końca. 12.00 to bardzo dobra godzina, robię szybki rekonesans, piję swoją pierwszą i ostatnią kawę, no i tu czy tam gadamy z tatuatorami i klientami. Potem z Luizą odpisuję na wiadomości, wrzucamy materiały na FB, IG, WWW, uzupełniamy zapasy, kupujemy z distro sprzęt, sprzątamy, rozmawiamy z klientami i umawiamy ich na sesje, odbieramy telefony, naprawiamy sprzęty lub organizujemy jakąś akcję. Pod koniec dnia moi umówieni klienci przychodzą na piercing. Jako anegdotę przytoczę jedno spostrzeżenie. Kiedy otwierałem studio myślałem, że jak wszystko ogarnę będę mógł sobie poczytać książkę. Do dziś, a minęły już ponad 2 dekady, nie przeczytałem w studiu nawet rozdziału. Po prostu zawsze jest coś do zrobienia.
Zdarzyły Ci się jakieś nietypowe sytuacje związane z klientami?
  • Pamiętam klienta, który wrócił do studia po paru latach i chciał ode mnie tatuaż. Twierdził, że już mu robiłem tatuaże i teraz chce ode mnie kolejne. Był o tym przekonany, nie chciał uwierzyć, że się tym nie zajmuję.
Czy masz tatuaże?
  • Tak, ale niewiele.
Spodobał Ci się ten artykuł? Udostępnij go! Dziękuję!
Author: tattoo-witryna